Informacje
 św. Gabriel
 Parafia
 Nabożeństwa
 Duchowieństwo
 Cmentarz
 Galeria
 Kontakt


 UK
 RUS
 D
 G
 Copyright
Żywot

Św. Męczennik Młodzieniec Gabriel

Św. Gabriel

      Święty Męczennik Młodzieniec Gabriel urodził się 22 marca 1684 roku w Zwierkach, niewielkiej wsi koło Zabłudowa. Pochodził z pobożnej prawosławnej chłopskiej rodziny. Jego rodzicami byli Piotr i Anastazja Gowdel. Jako dziecko Gabriel wyróżniał się wśród rówieśników. Wolał spędzać czas na modlitwie i odosobnieniu niż na zabawie z innymi dziećmi. 11 kwietnia 1690 roku rodzinę Gowdelów spotkało wielkie nieszczęście. Sześciolatek padł ofiarą mordu. Dokładne okoliczności jego śmierci nie są znane. Jedna z wersji mówi, że matka, nie przeczuwając niczego złego, poszła na pole, aby zanieść pracującemu mężowi jedzenie. W tym czasie dzierżawca wsi - Szutko - porwał łatwowiernego chłopca z domu. Gabriel został poddany strasznym torturom. Z powodu upływu krwi dziecko zmarło w wielkich męczarniach. Winowajca, pragnąc ukryć swoje przestępstwo, wyrzucił ciało chłopca na skraju lasu, niedaleko jego rodzinnej wsi - miał nadzieję, że nieboszczyka rozszarpią dzikie zwierzęta. Po 9-ciu dniach od śmierci znaleziono zwłoki chłopca. Mimo upływu czasu na ciele nie zauważono procesów rozkładu. Ciało otaczała sfora psów, która strzegła je przed drapieżnym ptactwem. Gabriela pochowano na cmentarzu nieopodal cerkwi w Zwierkach. Przez ok. 30 lat jego zwłoki spoczywały w ziemi.
      W 1720 roku w okolicy Zwierek szalała epidemia. Na wiejskim cmentarzu obok miejsca pochówku Gabriela często grzebano i inne zmarłe dzieci - w ten sposób czczono męczeńską śmierć jeszcze nie kanonizowanego świętego. Podczas jednego z takich pogrzebów naruszono grób św. Młodzieńca. Okazało się wówczas, że ciało Męczennika, mimo długiego przebywania w ziemi, nie uległo rozkładowi. Z odkryciem relikwii mieszkańcy Zwierek zaczęli łączyć fakt ustania epidemii na ich terenie. Ciało Gabriela uroczyście przeniesiono do zwierkowskiej cerkwi i umieszczono w podziemnej krypcie świątyni.
      26 lat później, w 1746 roku, cerkiew w Zwierkach doszczętnie spłonęła. Jednak ciało św. Gabriela ocalało. Ogień częściowo opalił jedynie rączkę Męczennika. Relikwie przeniesiono do klasztoru Zaśnięcia NMP w Zabłudowie i umieszczono w prezbiterium głównej świątyni. Tutaj zanotowano nowe cudo: opalona rączka zagoiła się i na nowo pokryła skórą. Na skutek trudnej sytuacji monasteru w Zabłudowie w 1755 roku relikwie zostały przeniesione do klasztoru Świętej Trójcy w Słucku (obecnie na Białorusi). W 100-ną rocznicę ich odkrycia - w 1820 roku - kanonizowano "małego" Męczennika.
      Pod koniec XIX wieku pamięć o św. Gabrielu zaczęła się odradzać również w jego rodzinnych stronach. W latach 1910 - 1912 odbyło się uroczyste przeniesienie części relikwii św. Młodzieńca do katedralnego soboru w Białymstoku, a następnie do monasteru Zwiastowania NMP w Supraślu. W czasie I wojny światowej, w obawie przed zbliżającą się linią frontu, z Supraśla moszczy przewieziono do Moskwy (do cerkwi św. Bazylego Błogosławionego na Placu Czerwonym). W zawierusze rewolucji październikowej pozostałe w Słucku relikwie trafiły do Muzeum Ateizmu w Mińsku, gdzie skatalogowano je na stanie państwowego archiwum. Po napaści III Rzeszy na ZSRR (w 1944 roku) moszczy św. Dziecięcia przewieziono do Grodna. Do 1992 roku przechowywano je w piwnicach miejscowego klasztoru Narodzenia NMP - zamienionego przez władze komunistyczne w magazyny materiałów.
      W dniach 21-22 września 1992 roku moszczy uroczyście przeniesiono z Grodna do soboru św. Mikołaja w Białymstoku. Od tego dnia w każdy wtorek (dzień przeniesienia relikwii) odbywają się tutaj akatysty ku czci św. Gabriela. Duchowe władze Prawosławnej Cerkwi w Polsce zdecydowały, by dzień przeniesienia moszczej - 22 września - był nowym cerkiewnym świętem. Drugim dniem adoracji (oprócz przeniesienia relikwii) św. Młodzieńca jest 3 maja (20 kwietnia wg kalendarza juliańskiego) - dzień odnalezienia moszczej w 1690 roku. Każdego roku 2 maja (w przeddzień święta) do rodzinnej wsi św. Gabriela zmierza piesza pielgrzymka. Aktywny udział bierze w niej młodzież. Relikwiarz z ciałem św. Dziecięcia młodzi ludzie uroczystą procesją przenoszą z Białegostoku do Zwierek.
      28 kwietnia 1996 roku w rodzinnej wsi świętego założono kamień węgielny pod budowę cerkwi-pomnika w cześć "małego" Męczennika. Po szesnastu latach, 20 października 2012 roku, budowa została ukończona. Nabożeństwu konsekracji świątyni przewodniczył metropolita Warszawski i całej Polski Sawa. 2 maja 2007 roku w miejscu, gdzie w 1720 roku odnaleziono zwłoki Młodzieńca ustawiono i poświęcono pamiątkowy krzyż.

Powrót do wcześniejszej stronyPowrót do początku strony

Żywot św. Gabriela

(tekst opublikowany w folderze wydanym z okazji XI rocznicy Przeniesienia Relikwii
św. Męczennika Młodzieńca Gabriela z Grodna do Białegostoku)

      Czy św. Dzieciątko Gabriel jest rzeczywiście aż tak bliskie mieszkańcom północno-wschodniej Polski? Kim był ów św. Młodzieniec?... Tragicznie się złożyły losy jego krótkiego życia. A i św. relikwie - jakże długą wędrówkę musiały pokonać, by ponownie spocząć w rodzinnych stronach.
      Za pośrednictwem "Tygodnika Podlaskiego" oddajmy głos pani Lidii Omeliańczuk z Pasynek1.
      - Znaczy się to było tak: we wsi Zwierki w roku 1684 dwudziestego drugiego marca urodził się chłopczyk. Nadano mu imię świętego archanioła Gabriela. Dziecię rosło jak inne, Bóg błogosławił. Wieś należała do klasztoru zabłudowskiego...
      Sprawdźmy źródła historyczne. Nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał w Zabłudowie prawosławny monaster. Jego istnienie jest wzmiankowane już od 1567 roku (Uczytielnoje Jewanhielije oficyny wydawniczej Iwana Fiodorowa i Piotra Mścisławca). I choć w formie szczątkowej, ów klasztor przetrwał aż do roku 1807 - na mocy pokoju tylżyckiego obwód białostocki został wówczas wcielony do Rosji. Ksiądz dziekan Mateusz Strachowicz, który w tym czasie wizytował prawosławne parafie na Białostocczyźnie stwierdza (między innymi), że w mieście Białystok nie było ani jednej prawosławnej świątyni. W terenie również powszechnie panowały unia i katolicyzm. Jedynie klasztory w Zabłudowie, Bielsku i Drohiczynie dochowały wierności prawosławiu. Były one jednak tak osłabione i podupadłe, że rezydujący w Petersburgu Święty Synod Ruskiej Cerkwi (Polska była wówczas pod zaborami) zmuszony był je rozwiązać. Decyzję cerkiewnej hierarchii car Aleksander I zatwierdził dekretem z dnia 1 sierpnia 1824 roku. Klasztor zabłudowski został zamieniony na cerkiew parafialną...
      Ale to już z historią św. Męczennika ze Zwierek niewiele ma wspólnego. Wróćmy zatem do 22 marca 1684 roku... Zabłudowski monaster w religijnym życiu prawosławnych wiernych zamieszkujących okoliczne ziemie odgrywał ogromną rolę. Był on duchową opoką i moralnym autorytetem. Nadzwyczaj pobożna rodzina, jaką byli Piotr i Anastazja Gowdelowie, modlitwie w klasztornej cerkwi Zaśnięcia NMP poświęcali niemal każdą wolną chwilę. Jako parafianie Zabłudowa swego nowonarodzonego jedynaka również ochrzcili w tej świątyni. Jednak ani jedno, ani drugie nawet nie przypuszczało, że ich chłopczyk za kilkadziesiąt lat uznany zostanie za świętego. Uważali go za zwyczajne dziecko, no może tylko, jak na swój wiek, nazbyt roztropne i dojrzałe. Prawda, że częściej spędzał on czas w samotności i odosobnieniu, ale to normalne - to przecież jedynak. Bogobojność wyniesiona z domu skłaniała małego Gabriela bardziej ku modlitwie, niż ku dziecięcym zabawom. Wewnętrzne uduchowienie pociągało go bardziej, niż hałaśliwa dzieciarnia. Niestety niewinny młody Gowdel padł wkrótce ofiarą ludzkiego zła i fanatyzmu...
      Posłuchajmy opowieści pani Lidii Omeliańczuk.
      - Latem wieśniacy poszli w pole, a dziecko zostało w domu. Gdy po zachodzie słońca wrócili od żniw, Gawrysia w domu nie zastali. Noc już zapadła, a jego dalej nie było. Szukali, wołali - na próżno. Minął dzień następny, i jeszcze jeden. Poszukiwania nie dały żadnego wyniku. I jakoś nikt nie zwrócił początkowo uwagi na stadko gołębi krążących wytrwale nad zagonem gęstego owsa. Nikogo też nie zainteresowały jasne promienie słońca, przebijające się poprzez chmury. Najbardziej jaskrawo oświetlały one ów zagon, nad którym krążyły ptaki.
      - Boże, zlituj się nad synem naszym! - wtórował lamentującej matce ojciec zaginionego dziecka. I wtedy wydało mu się, że słyszy głos z niebios: "Idź za mną!"...
      I ojciec poszedł. I znalazł to miejsce, nad którym krążyły gołębie. Niestety synek, to sześcioletnie dzieciątko, nie dawało żadnych oznak życia. Jakby spało kamiennym snem, snem wiecznym. Czas był żniw, czas gorący, zabiegany, zbili więc rodzice skromniutką sosnową trumienkę, pomodlili się w drewnianej cerkiewce za pokój duszy swego synka, mogiłkę krzyżykiem świętym naznaczyli i znów powrócili pod strzechę swej ubogiej chatki...
      Poczyńmy pewne sprostowania i nieco uzupełnijmy naszą rozmówczynię. 11 kwietnia 1690 roku 6-letni Gabriel rzeczywiście został uprowadzony z domu. Okoliczność ta miała miejsce podczas nieobecności rodziców. Zarówno porwanie, jak i wydarzenia, które po nim nastąpiły, nie są dokładnie znane. Faktem jednak jest, że młody Gowdel padł ofiarą mordu - wskazują na to rany, którymi pokryte jest ciało chłopca. W danych źródłowych odnajdujemy kilka wersji opisujących ów incydent. Ta najbardziej prawdopodobna głosi, iż matka Gabriela, Anastazja, nie przeczuwając niczego złego, zostawiła dziecko same i poszła na pole zanieść pracującemu mężowi jedzenie. Jej nieobecność w domu trwała dość długo. Tymczasem zagrodę Gowdelów odwiedził dzierżawca wsi Zwierki - Szutko. Korzystając z nadarzającej się okazji i dziecięcej łatwowierności arendarz uprowadził chłopca, a następnie wywiózł go do Białegostoku. Tam poddano młodzieńca okrutnym torturom. Najpierw wrzucono go do piwnicy, w której przy pomocy ostrych narzędzi skłuto mu klatkę piersiową. Pozyskaną w ten sposób krew zabezpieczono w specjalnym naczyniu. Później w eliptycznie wydłużonej misie ustawiono krzyż i rozpięto na nim małego męczennika. Wypuszczając resztki krwi tym razem nie ograniczano się wyłącznie do tułowia. Kłuto, dźgano, rozrywano ciało młodego Gowdela niemal centymetr po centymetrze - okaleczony został cały organizm, nawet palce u rąk. W straszliwych męczarniach konał zatem święty Gabriel. Ból musiał być niemiłosierny. Zapewne nie mogąc go znieść 6-letni cierpiętnik płakał. Być może dziecięce usta żałośnie się dopytywały: czym wam zawiniłem?, z jakiego powodu?, dlaczego się tak nade mną pastwicie? Powolna agonia przedłużała się kilka dni i w końcu, na skutek wykrwawienia, niewinny sześciolatek dokonał swego żywota. Pragnąc ukryć przestępstwo winowajca potajemnie wywiózł ciało z Białegostoku. Porzucił je potem na łące, na skraju lasu, nieopodal Zwierek. Dopiero po dziewięciu dniach wytężonych poszukiwań odnaleziono sprofanowane szczątki. Słowami nie da się oddać tej rozpaczy, którą przeżyli Piotr i Anastazja w momencie, gdy do ich domu wniesiono martwego jedynaka.
      Cała wieś była wstrząśnięta tragedią Gowdelów i nikt nie zwrócił uwagi na jeden bardzo istotny szczegół - upłynął dość długi czas (9 dni), a procesy rozkładu nie naruszyły organizmu dziecka. Żadnego zapachu czy przebarwień na skórze... Akt przerażającej śmierci obnażały jedynie krwawe znamiona ran. Gdyby nie one, to można by było ulec wrażeniu, że chłopak nie umarł, lecz śpi. I następny interesujący fakt. Ciało Gabriela leżało w trawie, z dala od budynków mieszkalnych, a mimo to sfora zgłodniałych psów nie rozszarpała swego znaleziska. Wręcz przeciwnie - mądre ssaki ochraniały zwłoki przed drapieżnym ptactwem. Wietrząc łatwy żer kruki i wrony tylko czyhały, by rzucić się na martwe dziecko. Jednakże wszelkie ich podchody kończyły się niepowodzeniem. Psy okazały się nieustępliwe i raz po raz odganiane ptaki musiały "obejść się smakiem".
      Spisujący Żywoty świętych, czczonych Prawosławną Cerkwią arcybiskup Czernihowa, Filaret (Gumilewski), poprosił F. G. Sołncewa o wykonanie ilustracji, na której przedstawione będzie męczeństwo świętego Gabriela. W 1885 roku ikona została wykonana. Niestety ów obraz dotrwał do naszych czasów wyłącznie w reprodukcjach. Możemy go oglądać za pośrednictwem "Ruskiego Pałomnika". Wydany w 1914 roku zeszyt 18-ty periodyku zamieszcza szczegółowy opis dzieła: ...święty ukrzyżowany jest na grubym krzyżu, przybity gwoździami, nogi ma obok siebie. Krzyż umocowany jest w korycie, do którego cieknie strużkami krew z ran po gwoździach na rękach, nogach i z przekłutego boku oraz z poranionego ciała. Całe ciało w krwawych piętnach, koszulka spuszczona do pasa. Koryto postawione na podstawce. Na podłodze znajdują się: młotek, kleszcze, dwa noże, jeden z nich o ostrym końcu. Twarz miła w aureoli2.

Św. Gabriel

      Czy zabójstwo małego Gowdela było (żydowskim?) mordem rytualnym?... To niezmiernie trudne pytanie. Ilość ran i sposób ich zadania przemawiają raczej na: "tak", ale... z ostatecznymi wnioskami jeszcze poczekajmy. Posłuchajmy najpierw innych.
      W rozpatrywanej kwestii żadnych wątpliwości nie ma Julius Streicher. Ten żyjący przed II wojną światową Niemiec, wyliczając w "Der Stürmer" (1934) zabójstwa, które Żydzi dokonali w imię rytuału, pod datą 1684 rok zapisał: Gabriel aus Grodno, in Bialystok. Bezstronny?..., czy antysemita?... Tak zdecydowanego przekonania nie ma już np. "Kurier Poranny". W artykule z 21 września 1992 roku redaktor: "(tom)" - taki widnieje tam podpis - dowodzi, że w bibliotece Beth Hatefutsoth w Tel Awiwie dziennikarz "Porannego" natrafił kilka lat temu na krótką notatkę na temat uśmiercenia Gabriela Gowdela. O mord na późniejszym świętym posądzono zabłudowskich Żydów. Według zapiski zbrodni miała dokonać rodzina arendarza ze Zwierek. Krew dziecka przez starozakonnych miała zaś być wykorzystana do wyrobu macy. Proces dowiódł ich winy i zostali skazani.
      Teksty źródłowe, którymi obecnie dysponujemy, bardzo zwięźle, niemal oszczędnościowo, omawiają wyżej poruszany wątek. Stwierdzają one jedynie, iż w rezultacie podjętego śledztwa ustalono okoliczności przestępstwa. Z sądowych ksiąg Rady Miejskiej wynika, że o zamordowanie chłopca rzeczywiście oskarżono dzierżawcę wsi Zwierki. Arendarzowi jednak winy nie dowiedziono - został uniewinniony3. W aktach natomiast odnotowano: kto chce wiedzieć szczegółowiej o śmierci św. Gabriela, ten powinien zajrzeć do Ksiąg Grodzkich Magdeburgii Zabłudowskiej, w których opisano dokonaną na małym Gowdelu zbrodnię i związaną z nią rozprawę sądową.
      Szutko był Izraelitą - nie ma co do tego wątpliwości. Ale czy na podstawie jego narodowej przynależności o zbrodnię na św. Gabrielu można obwiniać cały kahał Żydów z Zabłudowa, albo wręcz cały semicki naród?... Ks. prot. Grzegorz Misijuk, który z ramienia ordynariusza diecezji białostocko-gdańskiej w 1992 roku dbał o organizacyjną stronę przeniesienia relikwii z Grodna do Białegostoku, w wywiadzie dla Radia Białystok podkreślał: ...w każdym pokoleniu, w każdym czasie, znajdzie się ktoś nieodpowiedzialny, nierozumny, który zdecyduje się na niewinną, niepotrzebną śmierć drugiego człowieka. Po prostu oprawca, bandyta czy jakbyśmy tego nie nazywali. Nie można za to winić narodu jako całości. Nikt nie chce, ażeby jemu przypisywano błędy ojców czy braci tylko dlatego, że tamten ktoś okazał się wyrzutkiem społeczeństwa (...) To nie Żydzi są winni! Pośród prawosławnych, rzymskich katolików czy innych wyznań również mogą znaleźć się tacy, którzy ważą się na czyjeś życie. Relikwie stają się przestrogą dla naszych społeczeństw nie jako oskarżenie tego, co było kiedyś, a jako ostrzeżenie dla nas samych4. Nic ująć, nic dodać. Chyba że...
      W 1994 roku wydano w Moskwie książkę pt. "Swiataja Junost". Oto co w niej czytamy: ...zgodnie z podejrzeniami, które rozpowszechniły się wśród chrześcijan i są, o zgrozo, potwierdzone wielokrotnymi przypadkami, niektóre zwyrodniałe sekty wykorzystują (...) krew niewinnych chrześcijańskich dzieci. W tym celu wcześniej wyznaczana jest ofiara. Stanowi ją zazwyczaj dziecko z jakiejś biednej rodziny. Sprowadzają je z kolei do siebie i trzymając w pozycji stojącej z zakneblowanymi ustami, ostrymi narzędziami kłują tak, żeby z żył wypłynęła cała krew. Później, prawie bez krwi, dobijają i wyrzucają nie pogrzebanym. Te mroczne przestępstwa dokonywane są przede wszystkim przed Paschą, dlatego też i męczeństwo młodzieńca Gabriela wydarzyło się 11 kwietnia 1690 roku. Wniosek? - Cóż. Nie islam, hinduizm czy judaizm, a żerujące na tych religiach zwyrodniałe (częstokroć ekstremistyczne) sekty, ponoszą winę za tak potworne ceremonie.
      Reasumując: niewinne dziecko Piotra i Anastazji Gowdel zostało w bestialski sposób pozbawione życia. Z rodzinnego domu porwał je arendarz Szutko - żydowskiej narodowości dzierżawca wsi Zwierki. Uprowadzenie sześciolatka czyni go więc współwinnym zbrodni. W czyje ręce najemca przekazał chłopca w Białymstoku? - Tego nie wiadomo. Czy jego śmierć była częścią makabrycznego rytuału? - To również pozostanie tajemnicą. Która z sekt i w jakim celu dokonała zabójstwa młodzieńca Gabriela? - Nie da się tego definitywnie wyjaśnić dysponując dzisiejszymi materiałami.
      Ciało umęczonego nieszczęśnika pogrzebano na zwierkowskim cmentarzu. Jego zwłoki spoczęły w bliskim sąsiedztwie cmentarnej cerkiewki (świątynia stała po lewej stronie drogi, w odległości ok. 1 km od traktu do Białegostoku). Przez 30 lat nikt nie zakłócał spokoju tego miejsca. Ale, ale - nie zapominajmy o opowieści p. Omeliańczuk...
      - I co było dalej pani Lidio?...
      - Dalej było życie, życie ze wszystkimi jego radościami i smutkami. Odeszli w zaświaty rodzice owego Gawrysia. Jego mogiłka zarosła trawą, a wreszcie i całkiem zniknęła. I oto wypadło w tym miejscu chować jakiegoś nieboszczyka. Kopią ludzie grób, kopią, i raptem... pod łopatą jakieś głuche dudnienie. Wydobyli skrzynię na powierzchnię. Trumienka! Tylko deski poczerniały ze starości, ale trzymają się mocno, wprost dudnią przy uderzaniu. Cud jaki, czy co? Zdjęli wieko. W trumience leżało dziecko, calutkie, jakoby dopiero przed chwilą złożone do grobu, leżało spokojnie, z rozpromienioną twarzą, z rączkami złożonymi jak do modlitwy... I była przy nim kartka z pergaminu i napis w języku cerkiewnosłowiańskim, że swą duszę oddał Bogu za wiarę Chrystusową, prawdziwą, prawosławną... Wzruszyła się pani Lidia.
      W zasadzie na tym kończy się jej opowieść-legenda. Podziękujmy więc naszej rozmówczyni. Dalej zaczyna się udokumentowana prawda historyczna. Ale nim ją poznamy - nieco uzupełnień.
      Małego Gowdela pochowano w 1690 roku. W pobliżu jego grobu niebawem pojawiły się mogiły i innych zmarłych dzieci. W ten sposób mieszkańcy rodzinnej wsi wyrażali swą cześć i szacunek względem męczeńskiej śmierci syna Piotra i Anastazji. Kto wie, być może odczuwano również jakąś szczególną łaskę płynącą z tego miejsca. 30 lat później, w 1720 roku, na terenie powiatu Białystok szalała epidemia. Zaraza zbierała obfite żniwo wśród okolicznej ludności. Na cmentarzach w Zabłudowie i Zwierkach zaczynało brakować miejsc na chowanie zmarłych. Pewnego razu, podczas jednego z takich pogrzebów, naruszono grób Gabriela. Okazało się, że mimo długiego okresu spoczywania w ziemi ciało chłopca nie uległo rozkładowi. Wkrótce po tym incydencie epidemia ustała. Liczne uzdrowienia, do których dochodziło przy grobie sześciolatka, zapoczątkowały narodziny lokalnego kultu męcz. Młodzieńca Gabriela.
      Odkopane ciało św. Dziecięcia uroczyście przeniesiono do zwierkowskiej cerkwi. Podniosła ceremonia zakończyła się umieszczeniem relikwii w oddzielnej krypcie w podziemiach kaplicy. Niestety w 1746 roku świątynia w Zwierkach doszczętnie spłonęła. Ogień jednak moszczej nie naruszył. Podczas pożaru opalona została jedynie rączka męczennika, a nietlenne ciało (pod wpływem działania dymu) przybrało brązowawy kolor. Ocalałe w tak niezwykły sposób relikwie krestnym chodem ze zgliszcz cmentarnej krypty trafiły do Zabłudowa (złożono je w prezbiterium klasztornej cerkwi). Z woli Bożej w monasterze Zaśnięcia NMP nastąpiło kolejne cudowne wydarzenie - opalona rączka zagoiła się i pokryła świeżą skórą.
      Cerkiew Prawosławna w Polsce nie najlepiej wspomina XVIII-ty wiek. Był to niezwykle trudny czas. Mając poparcie władz świeckich unia szybko się rozprzestrzeniała. Wyznawcy ortodoksji tracili na rzecz unitów kolejne świątynie. W białostockim powiecie również "powiało grozą". Zabłudowska cerkiew i budynki monasteru wymagały natychmiastowego remontu. Na domiar złego mnichom wytoczono proces o prawo do klasztornej ziemi. Zachodził uzasadniony lęk względem dalszego funkcjonowania obitieli (supraska ławra też przeszła na unię pod przymusem). Przełożony klasztoru - archimandryta Karczyński - w obawie przed ewentualną profanacją relikwii nakazał przenieść moszczy do monasteru św. Trójcy w Słucku. W ówczesnym czasie miasto to było znaczącym ośrodkiem prawosławia w Rzeczpospolitej. Jego położenie (w orbicie wschodniej granicy) nie sprzyjało agresywnym ruchom innowierców. I tak, za zgodą patriarchy konstantynopolitańskiego Cyryla V i z błogosławieństwa metropolity kijowskiego Tymoteusza (Szczerbackiego), 9 maja 1755 roku z Zabłudowa do Słucka wyruszyła uroczysta procesja. Nietlenne ciało "małego" Gowdela złożono do specjalnego sarkofagu. 300-kilometrową trasę raka pokonała na ramionach pielgrzymów. Okres pobytu relikwii w Słucku spowodował, iż syna Piotra i Anastazji coraz częściej tytułowano: "słuckim". W 1820 roku, w stulecie odkrycia moszczej, Męczennik Gabriel został zaliczony do grona świętych. Akt kanonizacji ogłosił Grzegorz V, patriarcha Konstantynopola.


1 J. Wirski, Święty Gabriel Męczennik, "Tygodnik Podlaski", 1988, nr 8 (41), s. 9

2 Swiatoj muczenik mładieniec Gawriił Słuckij, "Russkij Pałomnik", 1914, z. 18, s. 284

3 A. Mironowicz, Podlaskie ośrodki i organizacje prawosławne w XVI i XVII wieku, Białystok, 1991, s. 246 (przypis 294)

4 J. Smyk, Świętego Gabriela śmierć dla życia, Polskie Radio Białystok, maszynopis audycji radiowej, 1993, s. 6 i 12

Powrót do wcześniejszej stronyPowrót do początku strony